II miejsce w konkursie "Słoń w pokoju" (1) - Monika Cichecka
Laureatkami II miejsca w naszym konkursie literackim 2017 zostały ex aequo Monika Cichecka i Dorota Domagała.
Opowiadanie Moniki jest absolutnie ujmujące, skrzy się humorem i pomysłowością. Czytając je miałyśmy mnóstwo frajdy - wierzymy, że Wy też będziecie się dobrze bawić podczas lektury :)
Monika Cichecka
Słoń w pokoju
Słynny detektyw Sherlock Holmes razem
ze swoim kompanem doktorem Watsonem przez dłuższy czas nie mieli klienta,
dlatego całe dnie spędzali w swoim mieszkaniu na Baker Street. Sherlock nie
wytrzymywał takiego braku pracy, dlatego co rusz wynajdował nowe zajęcia, co
powoli zaczęło denerwować jego przyjaciela.
Jednak pewnego dnia do nich przyszedł policjant
z wiadomością od inspektora Lestrade’a, która brzmiała tak: „Ta sprawa to
wielka tajemnica. Więcej dowiecie się na miejscu. Ryder Lane 29, Brockley”.
Sherlock Holmes ożywił się, bo wyczuł, że to coś wielkiego. Dlatego
niezwłocznie udali się w podane miejsce.
Dom był umieszczony w pięknej okolicy.
Wszędzie były wysokie drzewa, które dały duży chłód oraz spokój. Krzewy były
bujne, jednak zaniedbane, tak jakby od kilku miesięcy nikt się nimi nie
zajmował.
Sam budynek wyglądał skromnie a zarazem okazale. Kremowy
kolor pasował do otaczającej zieleni. Dom nie był zbyt duży, jednak zdobienia na
dachu oraz ścianach powodowały, ze wyglądał na o wiele większy niż w
rzeczywistości.
Przed budynkiem przyjaciół przywitał
inspektor Lestrade. Wyglądał na wyraźnie zaskoczonego. Kiedy doktor zapytał go,
co się stało, odpowiedział, że sami powinni to ujrzeć.
Dom był urządzony w typowy sposób
charakterystyczny dla podmiejskiego domu. Piękne wnętrza, przestronne
pomieszczenia. Na podłodze leżały dwa ciała. A obok nich ogromne zwierzę, zwane
słoniem, które spoglądało na głównych bohaterów tak, jakby się nudziło.
-Czekaj, czekaj, czekaj!- Monolog
przerwał mężczyzna wszystkim znany jako współczesny Sherlock. Wkroczył szybko
na scenę, na której odgrywana była opisana scena. Jego długi płaszcz miał
podniesiony kołnierz, a kręcone włosy były ułożone w nieładzie, jak zazwyczaj.
-Co jest nie tak?- Zapytał człowiek,
który czytał całą historię. Był to reżyser spektaklu. Chciał opowiedzieć nieznaną
nikomu sprawę słynnego detektywa. Stał na scenie, która imitowała pokój
zbrodni.
-Wszystko!- Sherlock był oburzony całym wydarzeniem.-
Wszystko opowiadasz nie tak, jak było! Prawda, John? John!
Jego przyjaciel wkroczył za nim na
scenę. Wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał od kilku nocy.
-Co tak wrzeszczysz?
Sherlock jeszcze bardziej był wzburzony.
Obserwował scenę, która imitowała pokój i było widać, że nic mu tu nie
pasowało. Stół był po innej stronie, na ścianach nie było obrazów i oczywiście
brakowało słonia i zwłok w liczbie dwóch.
-Jako mój bloger- rzekł detektyw,
próbując sobie przypomnieć inne szczegóły oraz sprawę- powinieneś zauważyć, że
nic nie wygląda tu prawdziwie i każdy zorientuje się, że to tylko marna
imitacja!
-Przecież o to chodzi- reżyser próbował
opanować całą sytuację.- To tylko spektakl teatralny. Nie da się, aby było
bardzo realistycznie.
-Jednak z jakiegoś powodu nas wezwałeś-
obok mężczyzn pojawił się kolejny ciekawy gość: Sherlock Holmes, jednak znany
wszystkim z opowiadań sir Arthura Conana Doyle’a. Był ubrany w
charakterystyczny sposób: płaszcz w kratkę i kapelusz w podobny deseń. Obok
niego szedł jego najlepszy przyjaciel.
Współczesny Sherlock nie zwracał uwagę
na przybyszy, tylko chodził po całym pokoju i opisywał, co było nie tak.
-Kanapa stała po prawej stronie stolik
po lewej, a słoń stał pośrodku, a nie tak jak twierdzisz, że przy wejściu- rzekł
z pogardą.
-Wtedy nikt by nie wszedł- dawny Watson
powiedział nieśmiale. Cała sytuacja zaczęła go przytłaczać. Na dodatek nie
rozumiał, dlaczego jego „sobowtór” z przyszłości wygląda na zmęczonego i
znudzonego całą sytuacją. On zawsze ożywiał się u boku Holmesa.
-To dlaczego nas wszystkich tu
przywołałeś?- Kanoniczny detektyw uparcie starał się dowiedzieć, jaki był cel
ich „podróży”.
-A jak sądzisz?- „Nowszy” Holmes tylko
wydawał się być niezainteresowany tym, co działo się obok. Tak naprawdę słuchał
wszystkiego i wyciągał wnioski, które chciał wygłosić w odpowiednim czasie.
Odpalił fajkę. Zaciągnął się.
-Sądzę, iż zostaliśmy przywołani, aby
opowiedzieć temu mężczyźnie, jak naprawdę wyglądała sprawa z tajemniczym
słoniem.
-Jednak nasze spojrzenie i ich może się
różnić- powiedział Watson.
-Czasy mogą być inne, jednak sytuacja
pozostaje bez zmian.
-Sprawa to sprawa- wtrącił się John.
-Moja opinia jest wystarczająca. Oni nie
są tu potrzebni- Sherlock z pogardą rzucił to zdanie. Nie patrzył na
pozostałych.
Reżyser czuł się zaskoczony. Miał
nadzieję, że wszyscy mu pomogą i cały spektakl będzie brawurowy i wspaniały, a
jak na razie przybysze nic nowego nie wnieśli do sprawy. Jedynie gmatwali.
-Słuchajcie- rzekł wreszcie po chwili
namysłu- może każdy z was po kolei opowie, co pamięta i wtedy będę wiedział, co
zdarzyło się naprawdę.
-Nadal uważam, że ja wiem najlepiej i
nikt inny więcej nie dopowie- Sherlock wreszcie spojrzał na „starszego” Holmesa
i uśmiechnął się przekornie.- I niby ja byłem wzorowany na tobie?
-Mnie też to dziwi- kanoniczny bohater
zajął się fajką. Podszedł do reżysera.- A wspomnienia mojego drogiego przyjaciela
nie będą wystarczające? Drogi Watson zawsze starał się z drobnymi szczegółami
opisać naszych klientów i sprawy, mimo tego, że jego romantyzm często ubarwiał
moje poczynania i ukazywał mnie w lepszym świetle.
-Szkoda John, że ty tak nie umiesz-
syknął Sherlock.
-Przykro mi, ale nie ma żadnych zapisków
dotyczących tej sprawy- powiedział reżyser.- Ani ze strony doktora Watsona ani
od doktora Watsona.
-Naprawdę?- Sherlock Holmes był
niezwykle zdumiony.
-To prawda, drogi przyjacielu-
kanoniczny John Watson stał obok swojego druha i patrzył na niego z wielką
atencją.- Chciałem kiedyś opisać tę niezwykła sprawę, jednak pewne osoby
uniemożliwiły mi to. Sprawa zbyt dużej wagi, aby dostała się do oczu czy uszu
innych.
-Ach, już pamiętam. Nawet proponowałem
ci opisanie tej sprawy, ale sam mówiłeś, że obiecaliśmy dyskrecję.
„Nowy” Sherlock nasłuchiwał całą
rozmowę, nie dając po sobie tego poznać. Zerkał też na swojego przyjaciela,
który był na niego zły.
-A pan dlaczego nie opisał tego
ciekawego zjawiska, jakim był słoń w pokoju?- Sherlock Holmes zapytał „młodego”
Watsona.
-Proszę jego zapytać- odpowiedział dość
opryskliwie.
-Wydaję mi się, drogi Watsonie- rzekł do
swojego przyjaciela- iż między tym dwojgiem doszło do jakiegoś napięcia.
John wreszcie postanowił powiedzieć, o
co chodzi.
-Sherlock niszczy mi życie. Ciągle myśli
tylko o sobie. Wtrąca się w nie swoje sprawy!
-Może na tę chwilę zapomnicie o swoim
zatargu i pomożemy temu miłemu człowiekowi- doktor Watson popatrzył na
wszystkich.- Im szybciej mu pomożemy, tym będziemy mogli wrócić do swoich żyć.
-Bardzo mądrze rzeczesz- wtórował mu
Sherlock Holmes.
Reżyser ucieszył się, jednak bał się, że
to się nie uda.
-Może ty zaczniesz, drogi druhu?
Doktor Watson ucieszył się. Wyprostował
się, pogładził po wąsach i nabrał dużo powietrza.
-To może uzupełnię to, co już było
wcześniej powiedziane. Holmes narzekał na brak pracy, dlatego ucieszyliśmy się,
gdy zostaliśmy wezwani przez inspektora do ciekawej sprawy. Kiedy
przyjechaliśmy, mój przyjaciel od razu zaczął obserwować budynek. Gdy to
skończył, wszedł do środka, nie czekając na mnie. Jestem do tego
przyzwyczajony, dlatego bez słowa ruszyłem za nim.
-Nie mogę zawracać sobie głowy mało
ważnymi rzeczami, kiedy badam ślady- wtrącił detektyw.
-Gdy wszedłem do pomieszczenia, mój
przyjaciel z wrodzoną inteligencją oraz zaciekłością spoglądał na słonia.
Próbował go zrozumieć, tak jakby miał do czynienia z człowiekiem. Przechadzał
się po pokoju, obserwując zachowanie zwierzęcia oraz jego wygląd. Trąba,
wielkie uszy, masywne nogi robiły na nas wszystkich wrażenie. Słoń był ogromny.
Ledwo mieścił się w pokoju. Jednak mojego przyjaciela to nie przestraszyło i
dotykał delikatnie zwierzęcia, które czasem wydawało głośny odgłos.
-Popisywał się jak Sherlock- rzekł John.
Doktor Watson starał się nie zwracać
uwagi na opinie innych i chciał dojść do sedna sprawy.
-Po chwili poprosił mnie, abym przyjrzał
się pewnemu szczegółowi. Od razu obudził się we mnie żołnierz, którym byłem
przed laty. Oczywiście nie bałem się słonia, jednak nie byłem pewien, jak on
zareaguje, dlatego uważałem i delikatnie stawiałem kroki. Mimo tego, iż Holmes
ostatnio uważał, że przytyłem 3 kilo, nadal stąpałem powoli i miałem spokojny
krok.
-Ale nadal sądzę, że przydałaby ci się
dieta.
John podszedł do doktora Watsona.
-Twój też wylicza ci, ile przytyłeś?- Zapytał
szeptem.
-Holmes widzi rzeczy, których inni nie
dostrzegają. Robi to tylko z czystej przyjaźni.
-Raczej złośliwości.
-Nie sądzę- bronił swojego przyjaciela.
-Lepiej kontynuujcie- rzekł Sherlock- bo
do wieczora nie zdążymy tego skończyć.
-Nie popisałeś się w tej sprawie,
dlatego nie masz prawa głosu- John nie umiał ukryć swojego niezadowolenia.
Chciał po prostu, aby detektyw go przeprosił. Ten jednak nie myśli o tym.
-To może będę kontynuować- doktor Watson
spojrzał na reżysera.
On nagrywał wszystko na dyktafonie, aby
nie przegapić żadnego słowa.
-Otóż mój drogi przyjaciel pokazał mi
ślad za uchem, który wyglądał jak po ukąszeniu.
-U nas to był ślad zrobiony strzykawką-
wtrącił John.
-Sądzę, że to było mniej
zaskakujące niż ślad szczęki. Dla nas
obu to było zaskakujące.
-Twój też zwrócił uwagę policjantom?-
„Nowszy” doktor podszedł bliżej do starszego kolegi.
-Nie wiem, czy mogę to zdradzić…
-Proszę mówić wszystko, co może przydać
się do mojego spektaklu- ożywił się pan reżyser.
Doktor Watson spojrzał na swojego
przyjaciela. Ten kiwnął głową, co oznaczało pozwolenie.
-Otóż drogi Holmes stwierdził, że jest
zdziwiony, iż to zwierzę nie staranowało zwłok, ponieważ mogło być
przestraszone przez funkcjonariuszy… To zasmuciło naszego inspektora, jednak
Holmes nadal zachowywał się w sposób dla siebie naturalny.
-To i tak nic w porównaniu z tym, co
robi Sherlock!- Zaśmiał się John.- On potrafi wyprosić wszystkich z miejsca
zbrodni lub zabrać coś i szybko stamtąd wybiec!
-Myślisz, że ich to interesuje?-
Sherlock podbiegł do niego ogromnymi szusami. Był zły. Nie chciał uczestniczyć
w tej całej śmiesznej dla niego sprawie.
-Boisz się, że ktoś wyśmieje twoje
zachowanie bądź zwróci uwagę na twoją ignorancję?
-Nie interesuję mnie opinia innych-
zszedł ze sceny i zajął miejsce na widowni.- Działajcie, działajcie! Zobaczymy,
jak poradzicie sobie beze mnie!
-Wielki Sherlock Holmes się obraził!-
John zaśmiał się ironicznie.
Kanoniczny detektyw usiadł w fotelu.
Miejsce obok zajął jego przyjaciel.
-To może my opowiemy, co działo się
dalej- Holmes wskazał reżyserowi, aby przysiadł przy nich.- Oni lepiej niech zajmą
się swoimi sprawami.
-Pewnie pan wie lepiej- mężczyzna zajął
miejsce, które pokazał mu detektyw.- To co działo się dalej?
-Doktorze, skończyłeś na tym, jak się
zachowałem w stosunku do inspektora.
Watson czuł się zakłopotany.
-Nie chciałem powiedzieć nic złego.
Holmes uśmiechnął się i zaciągnął.
-Kontynuuj.
-Do pomieszczenia wszedł inspektor
Lestrade. Tego dnia wydawał się mniejszy niż zwykle. Najprawdopodobniej z
powodu natłoku obowiązków, jakie na niego nastały przez tę sprawę. Poinformował
nas, że rano do komisariatu przyszedł mężczyzna, który zawiadomił ich o
dziwnych odgłosach dobiegających z tego domu. Nie wchodził do środka, bo nie
wiedział, co może go tu zastać. A gdy funkcjonariusze weszli do pomieszczenia
okazało się, że jest tam słoń, który stał po środku i nie dotykał ciał. Byłem
zaskoczony, a Holmes zwrócił mi uwagę, że gdyby poruszał się przy tych ciałach,
to nie mielibyśmy wiele do zrobienia.
Detektyw roześmiał się.
-Był bardzo ironiczny- kontynuował
Watson- i potraktował mnie, jak uczniaka- spojrzał na niego z wyrzutem.- Nie
spodobało mi się jego zachowanie. Przecież jako szanowany lekarz z dużym
doświadczeniem mam świadomość siły takiego zwierzęcia. Dlatego powiedziałem, że
miałem na myśli, że to dziwne, że nawet lekko nie dotknął trąbą ciał. Jakby był
pod wpływem silnych środków.
„Młody” Watson stał obok trójki mężczyzn
i uśmiechał się.
-Przy naszej sprawie- mówił głośno, aby
jego przyjaciel go usłyszał- też zauważyłem, że zaskakujące jest ułożenie ciał
obok słonia i on ich nie zmiażdżył. Greg nie umiał tego wyjaśnic. Na co
Sherlock, król całego świata, stwierdził z ironicznym głupim uśmiechem na
ustach, że powinniśmy bardziej przyjrzeć się ciałom niż zwracać uwagę na głupie
zwierzę, które jest pewnie tu tylko po to, abyśmy zapomnieli o tym, co ważne.
-Jak wyglądały wasze ciała?- „Stary”
Holmes zapytał Johna.
-Elegancko ubrani mężczyźni. Leżeli
prosto. Nie było widocznych śladów, które prowadziłyby nas do tego, jak zginęli.
-Ugryzienia!- Krzyknął Sherlock, który
zaczynał się nudzić.
-Miałem już o tym wspomnieć! Obaj
mężczyźni mieli na szyi ślady po ugryzieniach.
-Ślad!
-Obaj czyli ślady!
Kanoniczny detektyw powstał i zaczął
przechadzać się po pokoju.
-To bardzo ciekawe. Bardzo. Bo u nas
także były takie ślady.
Jego przyjaciel popatrzył na niego z
podziwem.
-Holmes z ich ubrania wywnioskował, że
pracują u jednego człowieka, bo mieli takie same garnitury, buty. Ubiór,
sylwetka, ręce niesplamione ciężką pracą oznaczły zawód umysłowy, a nie
fizyczny. Oba garnitury mogli kupić tylko mężczyźni o dużym zarobku, na co
wskazywały metki z nazwiskiem „Berson & Bilson”. Wniosek: pracowali u
człowieka, który płacił im za drobne lub większe usługi, które można uznać za
trudne dla innych osób.
-Zadania typu szpiegowanie, znalezienie
kogoś, kto nie chce być odnaleziony, czy przesyłki zaskakujące jak słoń-
detektyw musiał się wtrącić.
-U nas- zaczął John- to byli agenci
brytyjscy.
-Takie czasy- zaśmiał się reżyser. Gdy
zauważył, że nikt mu nie wtóruje, spoważniał- I co było dalej?
-Przecież razem z drogim Holmesem
obiecaliśmy nikomu nic nie zdradzać. To była na tyle ważna sprawa, że wszyscy
nam zamykali usta.
-Pozwolili mi do końca rozwiązać sprawę-
rzekł Sherlock Holmes- jednak nie możemy nic powiedzieć więcej.
-Sprawa poufna, jak u nas- stwierdził
„młody Watson”.
-Nikt nie może o niej wiedzieć, jakby to
powiedział mój brat- rzekł Sherlock.
-Ale to mi jest potrzebne- reżyser był
wściekły. Był przekonany, że osoby, które wezwał, pomogą mu w przedstawieniu i
wreszcie wszyscy dowiedzą się, jak było naprawdę.
-Chętnie bym opowiedział…- rzekł „młody”
detektyw.
Jednak w tym momencie do teatru wszedł
współczesny Mycroft. Za nim było kilkunastu agentów.
-Ile razy ci mówiłem, abyś nie wtrącał
się w sprawy, które nie są dla ciebie.
Kanoniczny detektyw podszedł do mężczyzny.
-Witam. Jestem…- chciał się przedstawić,
jednak Mycroft mu przerwał.
-Wiem, kim pan jest.
-Pewnie wie o wszystkim, co tu się
wydarzyło- Sherlock nie mógł nie odpowiedzieć kąśliwie.
-Nie ważne, co ja wiem. Ważne, ile wy
wiecie- obserwował całe pomieszczenie. Skierował się do reżysera.- Najbardziej
nurtuję mnie pytanie, w jaki sposób ich wezwałeś.
-Skoro jest pan taki mądry- rzekł
„stary” Sherlock Holmes- to tego pan nie ustalił?
Mycroft nie zwrócił uwagi na tę
stwierdzenie.
-To jak sytuacja wygląda?
Reżyser nerwowo się pocił. Był
zaniepokojony i wystraszony.
-Ale nie wiem, o co wam chodzi…
-Proszę powiedzieć prawdę- kanoniczny
doktor był przyjazny w stosunku do reżysera.
Ten wyraźnie złagodniał.
-Chciałem tylko zrobić przedstawienie o
tej sprawie. Słyszałem, że była bardzo tajemnicza, więc na spektakl się
świetnie nadaje. Ale nie miałem wielu danych. Dlatego postanowiłem porozmawiać
z osobami, które będą wiedzieć najwięcej o słoniu w pokoju- wskazał na czterech
mężczyzn.
-Ale w jaki sposób ich wezwałeś?- Brat
Sherlocka musiał dowiedzieć się prawdy.
-No wie pan… - Bał się, że będzie miał
konsekwencje, jak powie prawdę. Jednak z drugiej strony okłamanie agentów
powodowałoby jeszcze większe problemy.- Użyłem magii.
Sherlock zaśmiał się.
-Tego bracie raczej się nie
spodziewałeś.
-Czego użył?- „Stary” Holmes nie
rozumiał co się działo.
-Magia, to coś trudnego do opisania-
powiedział John.
Mycroft coraz bardziej się niecierpliwił.
-A w jaki sposób odeśle pan tych dwóch?-
Wskazał na dawnego detektywa i jego wiernego przyjaciela.
-Mogę w ten sam sposób, jak ich
przywołałem- reżyser zaczął szukać księgi, jakiej użył do zaklęcia.
-To zrób to szybko. A wy za mną!-
Mycroft krzyknął do brata i jego doktora.
-Miło było panów poznać- John pożegnał
się z postaciami z książek.
-Nam też było miło spotkać osoby, które
zajmują się czymś tak podobnym do tego, co my robimy- doktor Watson był bardzo
miły i ucieszony z całego spotkania.
Przyjaciel Johna szybko wyszedł z
teatru. Nie miał ochoty na dłuższe rozmowy z kimś, kto był niby jego
pierwowzorem.
-John!
-Już muszę iść- powiedział „młody”
Watson i pobiegł za detektywem.
-Ale to było wszystko zaskakujące- kanoniczny
detektyw popatrzył na swojego druha.- Musimy wrócić do siebie.
-Szkoda, że nie możemy zobaczyć, jak
wygląda Londyn w tych czasach- doktor był zasmucony.
-Drogi przyjacielu, mamy ważniejsze
sprawy. Śmierć Lorda sama się nie rozwiąże- podszedł do reżysera.- Proszę nas
szybko odesłać do siebie!
-Dobrze, dobrze….- mężczyzna popatrzył
smutno na detektywa i doktora, jednak przeczytał zaklęcie i odesłał ich do
domu.
Po wszystkim spojrzał na scenę, na swój
scenariusz i podarł go, stwierdzając, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Potem ze
smutkiem w oczach poszedł do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz